Ten tekst to żadna teologiczna refleksja ani żadna „garść opartych na długoletnim doświadczeniu duszpasterskich przemyśleń”. To tylko takie tam… księżowskie, jezuickie i ziółkowe gadanie u progu kolejnego Wielkiego Czwartku. Ale szczere, takie od serca. Bo jak tu nie mówić od serca, kiedy jest ono dziś poruszane, przez Eucharystię, kapłaństwo i ogarniającą obie te rzeczywistości miłość. To jest istota dzisiejszego wieczoru. Nie da się o niej mówić bez wzruszenia.
Eucharystia, czyli Bóg klęczy przed człowiekiem
Jak wiemy (ileż to kazań już na ten temat?!), u św. Jana nie ma opisu ustanowienia Eucharystii. Zamiast tego jest opis obmycia nóg. Wszystko po to, żeby było jasne, iż Eucharystia to nie tylko ryt, obrzęd, liturgia (choćby i najpiękniejsza!), ale że to czynna miłość, to spotkanie z Bogiem, który tak bardzo kocha, że klęka przed człowiekiem i myje mu nogi. To jest Eucharystia! Zawsze polega właśnie na tym. Choćbyśmy byli nie wiem jak przygotowani, rozmodleni i wyspowiadani, nigdy nie będziemy Go godni. W Eucharystii On zawsze zniża się do poziomu naszych brudnych stóp, klęka przed nami i myje nam nogi. Bo wszyscy jesteśmy jednakowo niegodni. Bóg klęka przed nami, bo wzrusza się naszym ludzkim losem, bolesnym rozdarciem naszego grzesznego serca, naszą bezradnością wobec grzechu i naszą biedą. „Czyjeż serce się nie wzruszy” widząc takiego Boga? Co może być piękniejszego od Eucharystii?
Klęczący rok temu przed młodocianymi więźniami, a dzisiaj przed zniedołężniałymi pensjonariuszami domu starców papież Franciszek wskazuje właśnie na takiego, „głęboko wzruszonego” Boga. Bo Pan Bóg, ten objawiony i tak bardzo bliski w tajemnicy Eucharystii, nie wyklucza ze swej miłości nikogo. Nikogo! Stać mnie na to, żeby w to uwierzyć? Stać mnie na to, żeby się tym nie gorszyć? Co zrobię, kiedy dziś wieczorem Pan Jezus klęknie przede mną?
Kapłaństwo, czyli Pan Jezus myje brudne nogi schowane pod ornatem
Też ustanowione w wieczerniku, bo przecież wypływa z Eucharystii. Ksiądz to ktoś, komu Pan Jezus umył nogi. Z kochającym w ten sposób Mistrzem księdzu wcale nie jest łatwo. Zwłaszcza, kiedy ktoś tę Jezusową miłość ukonkretni i uobecni tak, że nie sposób na nią nie zareagować. Pamiętam moją własną reakcję sprzed roku na wiadomość o tym, że Ojciec Święty Franciszek będzie celebrował Mszę św. Wieczerzy Pańskiej nie w Bazylice Św. Piotra tylko w jakimś rzymskim więzieniu. Że, co?! To jak? Tu już teraz nie będziemy celebrować liturgii Wielkiego Czwartku w katedrach i kościołach tylko w więzieniach i przytułkach? Nie byłem zgorszony, ale byłem bardzo zdziwiony i jakiś taki zniesmaczony.
A potem sobie pomyślałem o moich Wielkich Czwartkach, o tym, jak je przeżywam… Wstaję wcześniej niż zwykle, żeby bez żadnego pośpiechu pobożnie się pomodlić, ale już w trakcie modlitwy słyszę „ćwierkający” co pewien czas telefon. To przychodzą liczne sms-y z życzeniami i szczerymi podziękowaniami, bo przecież dziś święto kapłaństwa lub. jak żartobliwie mówią niektórzy: Międzynarodowy Dzień Księdza. Potem jeszcze dopołudniowe dyżury w konfesjonale i popołudniowe pisanie homilii na wieczorną liturgię. A wieczorem… A wieczorem jest gruntowna toaleta, golenie się, prasowanie najładniejszej koszuli z koloratką, najkościelniejsze spodnie (mocno do kantu!) i czarne, na błysk wypastowane lakierki. A potem sama Msza Wieczerzy Pańskiej, oczywiście z piękną liturgią – którą tak bardzo i szczerze kocham – z obrzędem obmycia nóg i z pięknym kazaniem o uniżeniu się Syna Człowieczego. Uniżenie uniżeniem, ale jako syn krawca i krawcowej wiem, że przed klękaniem do obmywania nóg trzeba spodnie lekko podciągnąć, bo inaczej nogawki mogą się wypchać. a kanty zniekształcić. Tak, czy inaczej przed Rezurekcją spodnie trzeba jeszcze raz przeprasować. a półbuty przeczyścić…
Kiedy sobie to wszystko uświadomiłem, kiedy zobaczyłem, jak wyglądają moje Wielkie Czwartki, to dotarło do mnie, że to wszystko to są śliczne i potrzebne rzeczy, ale że to nie jest istota. Dlatego tak bardzo jestem wdzięczny Ojcu Świętemu Franciszkowi, że poprzez powtórzenie gestu Pana Jezusa w zupełnie innym, zaskakującym i niemal gorszącym kontekście, przypomniał mi – księdzu z niemal dwudziestopięcioletnim stażem – co jest w kapłaństwie najważniejsze. Bo istotą jest obmycie nóg. Chodzi o to, żeby pozwolić Panu Jezusowi umyć sobie nogi i w ten sposób móc i umieć obmywać je innym. Wszystkim innym! Oby nigdy nic nam tej istoty nie przesłoniło! Żadne krochmalone kołnierzyki, żadne koloratki, sutanny czy habity, wyprasowane do kantu spodnie, wypastowane lakierki, śliczne SMS-y od wdzięcznych wiernych czy najpiękniejsza nawet liturgia.
Miłość, czyli coś, co nas przerasta
Ona ogarnia i otula obie poprzednie rzeczywistości. Czuła i rozrzewniająca miłość Pana Jezusa, który „umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował”. Na początku swojego pontyfikatu papież Franciszek. wskazując na czułą miłość Pana Jezusa. wzywał nas, byśmy się nie bali Go naśladować, byśmy się bali miłości i czułości. I nie chodziło mu o żadne czułostki. Miłość jest tylko dla dorosłych. Żeby umieć kochać tak „do końca”. trzeba być bardzo dojrzałym.
Nie bać się czułości, to znaczy kierować się sercem. Nie bójmy się tego! Nie bójmy się, choć tyle w nas lęków: że nie wypada, że może lepiej nie. Dajmy się porwać odruchowi serca, kierujmy się nim. „Bo choć tyle się zdarzyło, to do przodu wciąż wyrywa głupie serce…” To nic, że głupie. Właśnie dlatego, że „głupie”. to wciąż pragnie tego samego: miłości. Kochajmy do końca, jak Pan Jezus! Nie rezygnujmy nigdy! Nigdy! Niech nas wzrusza nasza własna nieporadność i niemoc. Niech nas wzrusza ludzka bezradność i bieda. Nie patrzmy na to, co powiedzą inni. Kochajmy do końca! Po to jesteśmy chrześcijanami i księżmi. Inaczej nie mamy prawa nazywać się Jego uczniami.
Do takiej miłości nie dorastamy i nie potrafimy tak kochać! Co nam zostaje? Płacz! Płaczmy nad sobą, nad swoją bezradnością, biedą i naszym kamiennym, niezdolnym do miłości sercem. Płaczmy nad biedą innych i nad tym, że nie potrafimy im pomóc. Płacz to najprostsza, ale i najszczersza – właściwa dziecku – forma prośby, a więc i modlitwy. Bo, „czyjeż serce się nie wzruszy…?” A nawet, jeśli żadne serce by się nie wzruszyło. to Jego Boskie Serce na pewno się wzruszy. I dlatego On sam, już dziś wieczorem, „głęboko wzruszony” klęknie przed nami, obmyje nasze brudne nogi, otrze nasze łzy, powie jak bardzo nas kocha i poprosi, byśmy go naśladowali. I choć teraz zupełnie nie potrafimy, to kiedyś my też doznamy „głębokiego wzruszenia” i będziemy umieli kochać tak jak On.