Wielka Sobota to dziwny Dzień, może wydawać się doklejony do Triduum.
Wielki Piątek za nami, Dzień pełen dramatu i niepojętej treści. Oto nasz Pan umarł na krzyżu. Dziś już wiemy, że dla naszego zbawienia, że trzeciego Dnia Z-martwych-powstanie i wszystko będzie dobrze. Będziemy przeżywali wielką Radość, bo nasz Pan zwyciężył Złego, Śmierć i daje nam największą nadzieję Życia Nieskończonego.
A Sobota? Ten dziwno – tajemniczy Dzień, w którym nic pozornie się nie dzieje. W kościołach brak liturgii, w bocznych kaplicach groby pańskie, bardziej lub mniej kiczowate, w kruchtach księża święcą pokarmy, pod konfesjonałami kilometrowe kolejki… Tak się nam kojarzy Sobota. No można jeszcze dodać do tego puste otwarte tabernakulum, widok dość szokujący oraz służbę liturgiczną, która się krząta w przygotowaniu najważniejszej Liturgii w roku…
To wszystko są pozory. Ten Dzień nie jest przypadkowy, stracony, wstępny. To Dzień Wielkiego zwycięstwa Miłosierdzia Pana. Oto Bóg zstępuje do samych piekieł, od tego momentu, od tego Dnia nie ma miejsca, ani przestrzeni, gdzie by Boga nie było. Właśnie Dziś – w ten niepozorny dzień – Bóg okazuje największy skandal w świecie – Miłosierdzie. W świecie, w którym nadrzędne było Prawo, w imię którego Jezusa zabito, dziś ukazuje się Jego Miłosierdzie. Przynosi zbawienie wszystkim.
Schodzi najpierw tam gdzie nikt do tej pory nie schodził i nie głosił Dobrej Nowiny. Stępuje do piekieł i wyprowadza swoich Świętych. Odtąd nadzieja zbawienia jest dla WSZYSTKICH. Nie ma miejsca we Wszechświecie, które nie usłyszałoby, że Bóg jest z człowiekiem.
Nastała przeogromna cisza. Jezus Chrystus został ukrzyżowany i pogrzebany. Bóg umarł w ludzkim ciele. Ale nie umarł Bóg. Trzeciego dnia Jezus Zmartwychwstanie. To nie były zmarnowane godziny. Ludzie mogli się przekonać, że to nie był teatrzyk, że naprawdę zabili Syna Bożego. Umarł naprawdę, a Jego Ciało spoczęło w grobie. Doświadczali opuszczenia, porażki, przegranej i nieznośnej ciszy. Musieli uczyć się wraz ze swoim Mistrzem, że życie trzeba stracić, by je mieć. Teraz mają czas na to by wydorośleć. Muszą zejść do swoich otchłani: zwątpienia, pytań, utraty wiary, poczucia zdrady.
Na ziemi jest cisza. Nie dla wszystkich jednak. Piłaci cieszą się, że mają spokój. Religijni fanatycy dalej mogą zastępować miejsce Boga. Wszelkiego rodzaju ateiści też się ucieszyli, bo w końcu będzie cicho z tym „bogiem” chodzącym po ziemi. Ten Dzień to przede wszystkim dzień Maryi. Po Piątku wszyscy czmychnęli. Apostołowie, uczniowie, sympatycy po prostu wystraszyli się i uciekli. Kto by nie uciekł? Do dziś tak jest. Mamy paczkę swoich przyjaciół i póki jest OK., wszystko gra. Jednak kiedy ktoś jest zaatakowany, jakże często uciekamy, tracimy wiarę, że bycie razem ma sens… I z nimi też tak było.
Tylko Ona wierzyła wbrew wszystkiemu. Złożyła Ciało swego Syna do grobu, widziała jak zamknęli go wielkim kamieniem, a jednak wierzyła. Fakty mówiły „to koniec”, a serce przypominało sobie słowa, które od lat chowała w swoim sercu. Mówił przecież tyle razy, że Syn Człowieczy Z-martwych-powstanie. I to była Jej nadzieja – Jego słowa. Ona siedząc w domu z Janem wiedziała, że coś się stanie. Nie rozpaczała, była smutna, ale nie rozpaczała. Trwała. I to właśnie, niech Ona będzie przewodniczką tego dnia. Posłuchaj swojego serca.
Zobacz, gdzie w tym, jakże dziwnym, dniu jest Twoje serce.
O. Grzegorz Kramer SJ/ (Blog: grzegorzkramer.pl)