Synod – tryumf ortodoksji?

(fot. DEON.pl)

(fot. DEON.pl)

Po zakończonym III Nadzwyczajnym Synodzie Biskupów zatytułowanym „Wyzwania duszpasterskie związane z rodziną w kontekście ewangelizacji” można odnieść wrażenie, że tak zwani liberałowie i wrogowie Kościoła katolickiego mają powody do rozczarowania, a tak zwani konserwatyści i prawdziwi katolicy powody do umiarkowanej radości.

Albowiem trzy punkty z dokumentu podsumowującego obrady tego synodu (Relatio Synodi) nie uzyskały aprobaty 2/3 głosujących Ojców synodalnych, przez co nie zostały przyjęte. I były to oczywiście te punkty, które stanowiły języczek u wagi zarówno mediów, jak i środowisk kościelnych różnych opcji, bo dotyczyły możliwości dopuszczania osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach do Komunii św. (punkty 52 i 53) oraz stosunku Kościoła katolickiego do osób i związków homoseksualnych (pkt 55). Ten ostatni punkt zresztą zdaje się być bardzo enigmatyczny w swoim przesłaniu.

W swojej refleksji chciałbym zatrzymać się nad tymi punktami dotyczącymi możliwości „rozluźnienia” dyscypliny co do przyjmowania Komunii św. dla rozwodników. Zanim jednak przejdę do treści tych punktów, trzeba koniecznie odnieść się do historii co najmniej ostatniego półwiecza. Należy zatem najpierw zwrócić uwagę na fakt, iż ów Synod był pierwszym tego typu poważnym gremium, które tematyce małżeństwa i rodziny poświęciło czas od momentu publikacji adhortacji apostolskiej Familiaris consortio św. Jana Pawła II „O zadaniach rodziny w świecie współczesnym” w listopadzie 1981 roku. Adhortacja ta była zresztą pokłosiem V Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów obradującego na temat „Rodzina podmiotem i przedmiotem misji” na przełomie września i października 1980 roku, czyli 34 lata temu (!). I tamte obrady, i sama adhortacja papieska jak na ówczesne czasy zawierała pewne rewolucyjne treści, które dla współczesnego katolika już tak rewolucyjnymi nie są.

Trzeba bowiem pamiętać, że jeszcze 50 lat temu z zasady rozwodników nie tylko nie dopuszczano do Komunii św., ale wręcz traktowano ich praktycznie jak wyłączonych z Kościoła. I nie chodzi tu jedynie o rozwodników, którzy żyli w nowych związkach, ale także o tych, którzy się rozwiedli i żyli samotnie albo żyli w tzw. „białym małżeństwie”. Rozwód bowiem był traktowany jako zło samo w sobie. Co więcej, zgodnie z prawem kanonicznym obowiązującym do 1983 roku poważną przeszkodą do przyjęcia święceń kapłańskich było pochodzenie kandydata z nieprawego łoża (np. jeśli był synem samotnej matki). I ta nieprawidłowość w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku była wymieniana na pierwszym miejscu (kan. 984, pkt 1).

W odniesieniu zaś do celów małżeństwa przez wieki nauczano w Kościele katolickim, iż pierwszorzędnym celem małżeństwa jest zrodzenie potomstwa. Jeszcze Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II z 1965 roku naucza, iż „to sam Bóg jest twórcą małżeństwa wyposażonego w różne dobra i cele; wszystkie one mają ogromne znaczenie dla przedłużenia rodzaju ludzkiego, rozwoju osobowego i życia wiecznego poszczególnych członków rodziny oraz dla godności, trwałości, pokoju i pomyślności samej rodziny i całego rodzaju ludzkiego. Instytucja małżeństwa i miłość małżeńska z natury są ukierunkowane na prokreację iwychowanie potomstwa, a to stanowi jakby ukoronowanie powołania małżonków” (nr 48).

Natomiast w adhortacji Familiaris consortio po raz pierwszy zrodzenie potomstwa nie zostało wymienione na pierwszym miejscu jako cel małżeństwa. Czytamy bowiem w tym dokumencie, iż „ostatni Synod [z 1980 roku] naświetlił cztery podstawowe zadania rodziny: 1) tworzenie wspólnoty osób, 2) służba życiu, 3) udział w rozwoju społeczeństwa, 4) uczestnictwo w życiu i posłannictwie Kościoła” (nr 17). Faktycznie bowiem, tworzenie wspólnota we współczesnym społeczeństwie staje się nadrzędnym celem małżeństwa. Przykładem mogą być małżeństwa zawierane przez osoby w podeszłym wieku (np. wdowca ze wdową).

Wreszcie najbardziej rewolucyjna na ówczesne czasy część w Familiaris consortio, która dziś właściwie traktowana jest przez wielu katolików jako oczywistość, to ta zatytułowana „Oddziaływanie duszpasterskie wobec niektórych sytuacji nieprawidłowych”. Została ona umieszczona pod koniec tego dokumentu, co wskazuje, że nie stanowi ona najistotniejszego przesłania w refleksji na temat małżeństwa i rodziny.

I tak, wśród owych trudnych sytuacji papież umieścił takie, o których Kościół wcześniej się wypowiadał się z zasady jedynie negatywnie i potępiająco. To nie znaczy, że Jan Paweł II i Kościół katolicki nagle diametralnie zmienił stosunek do tych zjawisk albo że zmienił nauczanie Kościoła. Chodzi raczej o formę wypowiedzi, która daje wprost do zrozumienia, że Kościół katolicki chce pomóc tym ludziom, a nie po prostu wyrzucić ich ze społeczności wiernych. I tak, papież wśród tych trudnych wypadków wymienia małżeństwo na próbę, rzeczywiste wolne związki, katolików złączonych jedynie ślubem cywilnym, żyjących w separacji i rozwiedzionych, którzy nie zawarli nowych związków, a także rozwiedzionych, którzy takie związki zawarli (nry 80-84). (Zob. treść tych punktów w całości:www.opoka.org.pl/biblioteka).

W tym nauczaniu Jan Paweł II dokonuje pewnej gradacji. Na przykład w odniesieniu do katolików złączonym tylko ślubem cywilnym pisze, że „sytuacji tych ludzi nie można stawiać na równi z sytuacją tych, którzy współżyją bez żadnego związku, tu bowiem istnieje przynajmniej jakieś zobowiązanie do określonej i prawdopodobnie trwałej sytuacji życiowej, chociaż często decyzji tej nie jest obca perspektywa ewentualnego rozwodu” (nr 82). O osobie, która żyje w separacji lub jest po rozwodzie i nie zawarła nowego związku papież napisał: „W takim przypadku przykład jego wierności i chrześcijańskiej konsekwencji nabiera szczególnej wartości świadectwa wobec świata i Kościoła, który tym bardziej winien mu okazywać stałą miłość i pomoc, nie czyniąc żadnych trudności w dopuszczaniu do sakramentów” (nr 83).

Zgoła odmiennie Jan Paweł II pisze o rozwodnikach, którzy zawarli nowe związki i żyją w nich, traktując je jak małżeństwo: „Kościół na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawali ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa” (nr 84). Z drugiej strony papież podkreśla, że osoby żyjące w takich związkach i które postanowiły żyć w pełnej wstrzemięźliwości seksualnej, mogą otrzymać rozgrzeszenie i przystąpić do Komunii św.: „Pojednanie w sakramencie pokuty – które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej – może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa” (nr 84).

Ponadto Jan Paweł II w tejże adhortacji zabrania duszpasterzom „dokonania na rzecz rozwiedzionych, zawierających nowe małżeństwo, jakiegokolwiek aktu kościelnego czy jakiejś ceremonii. Sprawiałoby to bowiem wrażenie obrzędu nowego, ważnego sakramentalnie ślubu, i w konsekwencji mogłoby wprowadzać w błąd co do nierozerwalności ważnie zawartego małżeństwa” (nr 84). Ten zakaz zdaje się w pierwszym rzędzie odnosić się do praktyki w Kościele prawosławnym, w którym sakrament małżeństwa trwa na wieki, a drugie i trzecie małżeństwo ma charakter sakramentalium. Z drugiej strony w Familiaris consortio pojawia się nauka o wieczności małżeństwa na wzór teologii prawosławnej, gdy papież pisze o małżeństwie na próbę: „Małżeństwo dwojga ochrzczonych jest realnym symbolem zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, zjednoczenia nie czasowego, czy ‘na próbę’, ale wiernego na całą wieczność; pomiędzy dwojgiem ochrzczonych nie może więc istnieć inne małżeństwo, aniżeli nierozerwalne” (nr 80). Nie wiadomo do końca, czy było to niedopatrzenie, czy też było to zamierzone, że taki zapis o wieczności sakramentu małżeństwa pojawił się w tej adhortacji.

W każdym razie, podsumowując zapisy zawarte w Familiaris consortio, Kościół katolicki nie traktuje osób żyjących w nieuregulowanych związkach za odszczepieńców usuniętych z jego łona. Niektórzy z nich mogą przystępować do Komunii św. (np. rozwodnicy żyjący samotnie). Inni zaś przynależą do Kościoła, ale zostali zaliczeni do kasty pokutników. I tak długo do niej należeć będą, dopóki trwają w grzechu. Wśród nich będą tacy, którzy Komunię św. będą mogli otrzymać dopiero na łożu śmierci. Taka zresztą praktyka nie jest też obca Kościołowi prawosławnemu, w którym też za konkretne grzechy ciężkie można włączyć grzesznika do kasty pokutników na całe życie.

Jednak w prawosławiu, w którym małżeństwo trwa na wieki, a drugie i trzecie małżeństwo nie jest sakramentalne ani dla wdowca, ani dla rozwodnika, częstokroć powiązane jest z długotrwałą pokutą, ale jednak ograniczoną czasowo (np. trwającą kilka lat), po której takie osoby zostają dopuszczone do sakramentów, mimo że ich sytuacja życiowa nie uległa zmianie. I stąd na pewno nie jest to dziwne, że na III Nadzwyczajnym Synodzie Biskupów zadano pytanie, czy koniecznie ta pokuta musi być dożywotnia? Stąd niektórzy Ojcowie synodalni zadali wprost pytanie: „dlaczego takich osób nie można obecnie dopuścić do komunii sakramentalnej” (nr 53).

Część Ojców Synodu nie wykluczyła bowiem możliwości dopuszczania takich osób „do eucharystycznego stołu, w niektórych szczególnych sytuacjach, w bardzo szczególnych okolicznościach, w szczególności w przypadkach, które są nieodwracalne i związane z istnieniem zobowiązań moralnych wobec dzieci, które mogłyby być poddane niesprawiedliwym cierpieniom. Ewentualny dostęp do sakramentów powinien być poprzedzony pokutą pod nadzorem biskupa diecezjalnego. Sprawa powinna być nadal dyskutowana, biorąc pod uwagę różnicę między obiektywnym trwaniem w grzechu oraz okoliczności łagodzące” (nr 52).

Powyższa propozycja nie jest jedynie nawiązaniem do praktyki Kościoła prawosławnego. Ma ona też swoje źródła w starożytnej praktyce pokutnej, kiedy to od II wieku pozwalano na wieloletnią pokutę za grzechy, ale tylko raz w życiu. Ponieważ pokuta została wówczas nazwana „drugim chrztem”, to musiała być jednorazowa, jak sam chrzest.  Kiedy więc wywodząca się od mnichów iro-szkockich praktyka wielokrotnej pokuty (obecnej w Kościele katolickim po dziś dzień), pojawia się na Kontynencie Europejskim w VI wieku, niektóre synody lokalne potępiają ją zdecydowanie i w całej rozciągłości.

Przykładem niech będzie orzeczenie Synodu w Toledo (589 r.): „Ponieważ słyszeliśmy, że w niektórych kościołach Hiszpanii nie czyni się pokuty według pierwotnych przepisów, lecz tak, że za każdym razem, ilekroć ktoś popełni grzech, prosi kapłana o wybaczenie, dlatego dla wytępienia tej bezecnej, ohydnej i aroganckiej nowości Synod postanawia, że pokuta powinna być sprawowana według pierwotnej formy kanonicznej”, czyli tylko raz w życiu. Być może dziś, kiedy przystępujemy do spowiedzi wielokrotnie i otrzymujemy za każdym razem rozgrzeszenie, nie uświadamiamy sobie nawet, że czyniąc tak, przyzwalamy na dalsze grzeszenie (!). A wynika to przecież z nauki Ojców Synodu w Toledo.

Kiedy więc ktoś pod pozorem obrony wiary katolickiej gorszy się i potępia dyskusje, które prowadzili Ojcowie ostatniego Synodu na temat ewentualnego poszerzenia możliwości dopuszczania osób rozwiedzionych do Komunii, niech też przestanie w swej zuchwałości korzystać z wielokrotnej pokuty, bo tym samym pozwala sobie na ciągłe grzeszenie. Niech więc wróci do praktyki pierwszych wieków i odbędzie jedną porządną pokutę w życiu, najlepiej pod jego koniec. A do Komunii sobie przystąpi na łożu śmierci. I wtedy będzie najbardziej ortodoksyjnym ze wszystkich katolików.

Zmiana dyscypliny w Kościele zawsze niesie za sobą poważne konsekwencje. Wytyczne zawarte w Familiaris consortio z 1981 roku zdają się być jasne i klarowne. A jakakolwiek ich zmiana spowoduje, że trzeba będzie wiele rzeczy na nowo doprecyzować w szczegółach. Wreszcie potrzebne jest dobre rozeznanie i rozróżnienie tego, co należy w poruszanej kwestii do niezmiennego depozytu wiary (np. nierozerwalność małżeńska), a co stanowi jedynie zmienną dyscyplinę kościelną (np. dopuszczanie do Komunii św. osób żyjących w konkretnych, skomplikowanych sytuacjach życiowych).

Przykładem takiego rozeznawania jest sformułowanie zawarte w jednym z budzących kontrowersje punktów Relatio Synodi: „Niektórzy Ojcowie utrzymują, że osoby rozwiedzione żyjące w nowych związkach mogą owocnie przystąpić do komunii duchowej” (nr 53). Należy podkreślić, iż ani Jan Paweł II, ani później Benedykt XVI nie nauczali wprost o tym, że rozwodnicy mogą przystępować do Komunii duchowej.

O dobrach duchowych, z których takie osoby mogą korzystać, najobszerniej pisał Benedykt XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis z 2007 roku, poświęconej Eucharystii: „Osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal — pomimo ich sytuacji — przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii św., słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci” (nr 29; por. Familiaris consortio nr 84).

Stąd wydaje się, że najpierw trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie, czy osoby rozwiedzione, żyjące w nowych związkach, mogą owocnie przystępować do Komunii duchowej. To jest pytanie, na które jak dotąd oficjalnie Kościół nie udzielił odpowiedzi. Dlatego słusznym zdaje się być postulat zawarty w kontrowersyjnym numerze 53 Relatio Synodi, aby „wyjaśnić specyfikę obu form [przyjmowania Komunii, tj. sakramentalnej i duchowej] i ich związku z teologią sakramentu małżeństwa”. A na to potrzeba czasu, pogłębionej refleksji teologicznej, no i oczywiście żarliwej modlitwy połączonej z rozeznaniem duchowym.

W każdym razie na dzień dzisiejszy dla wielu katolików pozostaje paradoksem fakt, iż osoba stanu wolnego popełniająca regularnie grzechy nieczyste z wieloma przygodnymi partnerami albo korzystająca z usług prostytutek szybciej otrzyma rozgrzeszenie niż rozwodnik żyjący w nowym, stałym związku. Ludzie świeccy krzywo też patrzą na to, że kapłan po usunięciu ze stanu duchownego i zakonnik po ślubach wieczystych po zwolnieniu z nich może otrzymać dyspensę od celibatu i zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Były Kapłan i zakonnik, który miał być w Kościele wzorem i świadectwem, od którego winno się było wymagać więcej, może w takiej sytuacji przystępować do Komunii nawet bez odbycia jakiejś publicznej, kilkuletniej pokuty.

Podsumowując zatem tę refleksję, trzeba najpierw podziękować Bogu za III Nadzwyczajny Synod Biskupów poświęcony rodzinie. Z pewnością dla Ojców synodu był to czas wielkiego zmagania duchowego i intelektualnego. Ale razem przeszli tę „wspólną drogę” (bo tyle znaczy tłumacząc z greki słowo synodos) nie dla tryumfu ortodoksji, jak chrześcijanie prawosławni nazywają I Niedzielę Wielkiego Postu, kiedy wyklina się różnej maści heretyków. Ojcowie Synodu przygotowali grunt ku temu, aby Kościół katolicki po ponad trzydziestu latach, po ogłoszeniu adhortacji apostolskiej Familiaris consortio wniósł w świat świeżą myśl inspirowaną Duchem Świętym, podkreślającą świętość małżeństwa i rodziny, ale i pomagającą tym, którym życie w małżeństwie i rodzinie się pokomplikowało przez grzech i słabość ludzką.

DEON_LOGO/ O. Marek Blaza SJ/ RED.