Po ogłoszeniu adhortacji „Evangelii gaudium”, grupa amerykańskich republikanów nazwała Franciszka marksistą, a tradycjonaliści przypięli mu łatkę antychrysta i utwierdzili się w przekonaniu, że Kościół rzymskokatolicki żwawym krokiem zmierza w stronę przepaści.
Dlaczego? Ponieważ ten dokument jest bardzo niewygodny, a miejscami nawet „niebezpieczny”. Bo to tekst prorocki. Franciszek nie boi się skrytykować ani wypaczeń kapitalizmu, ani błędów i nadużyć w Kościele, ani siebie samego. Staje się głosem tych, dla których Kościół przestał być atrakcyjny. Tekst niepokoi, bo demaskuje wygodę, niedobre przyzwyczajenia, rutynę i status quo w obrębie Kościoła. Stawia trudne pytania.
Nieprzypadkowo Franciszek zaczyna od wezwania do radości, ale tej radości nie da się wyprodukować, gdyż płynie ona z głębokiego doświadczenia Chrystusa Zmartwychwstałego i świadomości misji, jaką mamy do wykonania.
Jedna rzecz szczególnie uderza w tej adhortacji. Zdaniem Papieża, chrześcijanie często nie pociągają, bo są smutni. Nie widać na ich twarzach piękna i entuzjazmu, lecz zmęczenie, a nawet zniechęcenie. Co ciekawe, zdaniem Franciszka przeciwieństwem radości ewangelicznej jest nie tyle smutek, co niesłuszny lęk i wygoda. Radość jest żywiołowa, energetyczna, pragnie się dzielić. Lęk za wszelką cenę chce zachować to, co ma; zamyka się, wycofuje i broni się przed zmianą.
Papież pisze: „Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyłką, będziemy się kierować lękiem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami, czyniącymi z nas nieubłaganych sędziów, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi” (49)
Kościół to nie grób
W adhortacji pada wiele obrazów opisujących, czym Kościół nie powinien być, a więc: „urzędem celnym”, „grobem”, „folklorystycznym muzeum lokalnych pustelników”, „izbą tortur”, „sądem”, „zamkniętą grupą dla wybranych elit” czy „gąszczem obsesji i procedur”. Wszystkie te określenia symbolizują stagnację, zamierające życie, skupienie na administrowaniu tym, co mamy. Dlatego Papież chce więcej życia w Kościele. „Marzę o tym, by zwyczaje, style, rozkład zajęć, język i wszystkie struktury kościelne stały się odpowiednim kanałem do lepszego ewangelizowania świata niż do zachowania status quo”.
Opis stanu Kościoła, który przedstawia Franciszek, przypomina sytuację uczniów tuż po śmierci Jezusa. Chrześcijanie „zamkniętego Wieczernika”, wyznawcy „duchowości lęku i niepewności”. Uczniowie siedzą wprawdzie razem, ale wystraszeni, „z obawy przed Żydami”, czyli przed różnego rodzaju zagrożeniami i wrogim światem. Wycofują się i są radykalnie niepewni tego, co się z nimi stanie.
W wielu miejscach chrześcijanie zachowują się tak, jakby Chrystus nie zmartwychwstał, jakby nie otrzymali mocy Ducha Świętego. Franciszek pisze na końcu, że naszą uwagę za bardzo pochłania zło, działanie wrogów, bardziej niż działanie Boga. Nie potrafimy zauważyć „zarodków dobra”, które się rozwijają i przenikają ten pogubiony świat dzięki Zmartwychwstaniu. Nie wierzymy, że zmartwychwstanie jest rzeczywistością, a nie wydarzeniem z przeszłości. „Codziennie w świecie rodzi się piękno” – zauważa Papież.
„Zamiast postrzegać nas jako ekspertów od apokaliptycznych diagnoz albo posępnych sędziów z upodobaniem doszukujących się wszelkich niebezpieczeństw i dewiacji, byłoby dobrze, żeby nas odbierano jako radosnych zwiastunów wzniosłych propozycji, stróżów dobra i piękna, jaśniejących w życiu wiernym Ewangelii” (168)
Pan to nie byle kto
Nowa ewangelizacja to najpierw nawrócenie wewnątrz Kościoła. Papież wzywa: „Zacznijmy od nowa, tak jak uczniowie, którzy wyszli z Wieczernika po Zmartwychwstaniu Chrystusa. Dzisiaj potrzebujemy większej wolności i odwagi płynącej z Ducha.
W zeszłym roku odprawiłem 30 dniowe rekolekcje ignacjańskie. To, co najbardziej mnie w nich dotknęło to właśnie tzw. Czwarty Tydzień, gdzie rozważa się spotkania Zmartwychwstałego z uczniami. Jezus przychodzi do ludzi, spośród których każdy ma jakiś inny problem, każdy po swojemu przeżywa dramat opuszczenia i porażki. Inaczej Tomasz, inaczej Piotr, inaczej Maria Magdalena, czy uczniowie z Emaus. I każdemu Pan „przepisuje” nieco inne lekarstwo i oferuje możliwość rozpoczęcia na nowo. Oni sami nie potrafiliby się zmienić i podnieść. Ja też odnalazłem się pośród „wylękłych” uczniów i doświadczyłem, że Zmartwychwstały, silniejszy od lęku i śmierci, przychodzi do mnie, by mnie uleczyć i posłać dalej z misją. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, jak bardzo zmartwychwstanie wydawało mi się czymś odległym, czymś, co stanie się kiedyś. Podczas gdy Jezus przychodzi teraz, i uzdrawia. Klepałem całe życie słowo „Pan”, ale bardziej mechanicznie niż z głębszym zrozumieniem. Po rekolekcjach „Pan” nabrał dla mnie innego znaczenia. To Zwycięzca, który jest po mojej stronie i nic w sumie nie może mi zagrozić. Choć lęk czasem powraca.
Dopiero na końcu adhortacji Franciszek sugeruje, że u źródeł naszych obecnych problemów leży głównie słaba wiara w Zmartwychwstanie Chrystusa, w jego rzeczywistą moc w codzienności. „Są chrześcijanie, którzy wydają się przyjmować klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy” – pisze. Mamy z tym duży problem nie tylko w Polsce. Jakiś rodzaj nieporadności wobec rzeczywistości nie z naszego świata, ale przecież obecnej pośród nas. Dobrze rozbudowany system Wielkiego Postu, choć i tak często niezgodny z posoborową odnową (bo skupiony głównie na rozważaniu Męki Pana, a nie na chrzcie i przygotowaniu do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych).
Papież nie mówi, że mamy zamykać oczy na zagrożenia i zło. Mamy prawo być sfrustrowani tym, że nasz świat nie wygląda tak, jakbyśmy chcieli – jesteśmy jak uczniowie z Emaus. Ale do tych uczniów, w ich konkretnej i trudnej sytuacji życiowej przyłącza się Zmartwychwstały.
Ludzie Zmartwychwstania
Być może wyzwaniem dla całego Kościoła jest ponowne rozwinięcie duchowości Zmartwychwstania. Jak odnajdywać Zmartwychwstałego na co dzień? Jak rozeznawać Jego obecność nie tylko na Eucharystii, ale też poza nią?
Franciszek udziela kilka wskazówek:
1. „Zmartwychwstanie Chrystusa sprawia, że w każdym miejscu pojawiają się zarodki nowego świata, i nawet gdyby zostały ścięte, na nowo wyrastają” (278). Nie powinniśmy poddawać się narzekaniu i przerażeniu wobec zagrożeń, ale pośród nich dostrzegać działanie Boga: małe ziarno, zaczyn w cieście, ziarno rosnące pośród chwastów. Mamy być specjalistami od zauważania i nazywania dobra, nawet najdrobniejszego, które się dzieje w świecie i w drugim człowieku. Nie możemy też liczyć na szybkie rezultaty zarówno w modlitwie, naszym rozwoju czy głoszeniu Ewangelii. Musimy budzić nadzieję w sobie i innych, że każdy najmniejszy dobry czyn, troska o innych nie zatraci się.
2. Owocem Zmartwychwstania jest miłosierdzie, pokój, przebaczenie, ustąpienie lęku, otucha, podniesienie na duchu, a nie straszenie i stawianie wymagań na pierwszym miejscu. Jezus najpierw usuwa lęk i smutek, a dopiero potem wysyła uczniów w świat. Franciszek bardzo mocno nawołuje do tego, abyśmy przestali być nadmiernie surowi, kontrolujący łaskę, abyśmy z Kościoła czynili Dom miłosiernego Ojca, otwarty na wszystkich.
3. Znakiem obecności i działania Zmartwychwstałego jest wspólnota. Bardzo lubię jeździć na rekolekcje małżeńskie i narzeczeńskie prowadzone przez małżeństwa i księdza („Małżeńskie Drogi”). To niezwykle silne doświadczenie, kiedy słucham świadectw małżonków starających się żyć wiarą, pośrodku pracy, wychowania dzieci, trudności i zmagań. Z jakim trudem znajdują oni czas na modlitwę, potrafią się spotykać, wychodzić z inicjatywą, dbać o religijne wychowanie dzieci. Zawsze wyjeżdżam z tych rekolekcji odnowiony i podbudowany. Takie świadectwo wiary małżonków to nic innego jak owoc działania Zmartwychwstałego Pana.
4. Zmartwychwstały idzie do ludzi rozproszonych, pełnych lęku, załamanych i poranionych. Stąd Franciszek woła, byśmy dosłownie „wyszli” z kościoła, opuścili to, co wygodne, spotykali się z ludźmi, a nie siedzieli za murami naszych instytucji oraz domów i zazdrośnie ich strzegli.
Papież ma sprzymierzeńca
Za dwa miesiące nakładem Wydawnictwa WAM ukaże się książka abpa Manili Louisa Antoniego Tagle „Ludzie Wielkiej Nocy”, obecnie najmłodszego kardynała. Traktuje ona o zmartwychwstaniu. Po przeczytaniu adhortacji odświeżyłem sobie spore fragmenty tego tekstu przygotowanego do druku. Ze zdumieniem odkryłem, że ten kardynał myśli niemalże tak samo jak Franciszek. Ich wizje są uderzająco podobne. Może dlatego, że obaj nie pochodzą z Europy.
Między innymi kardynał Tagle pisze tak: „Jako wspólnota chrześcijańska musimy na nowo odkryć, uchwycić i przyswoić sobie moc Zmartwychwstania, najpotężniejszego symbolu wiary, który może przemienić nasze życie, nasz Kościół, nasze społeczeństwo, naród i świat (…)Wszystkie badania i przygotowania, które mają nam pomóc głosić Ewangelię, będą bezużyteczne, jeśli samo to głoszenie nie będzie owocem rzeczywistego doświadczenia i spotkania ze Zmartwychwstałym Panem”
I dodaje, że „jednym z najtrudniejszych zadań, jakie stoją dziś przed nami, jest przekonanie ludzi, by wciąż pokładali nawzajem nadzieję w swojej dobroci, gdyż jedynie w ten sposób będą mogli zacząć od nowa”.
Widać więc, że ten sam Duch działa w różnych częściach świata. I jest to paradoks, że tam, gdzie panuje dobrobyt, czyli w Europie, ludzie są już zmęczeni, pesymistyczni, Kościół pustoszeje, a tam, gdzie ciągle panuje bieda i ubóstwo: Argentyna, Filipiny, z których pochodzą obaj kardynałowie, tchnie jakiś świeży powiew nadziei, budzi się radość, idzie odnowa. To też daje do myślenia.
O. Dariusz Piórkowski SJ (za DEON.pl)/ RED.