Niedawno odwiedziłem stację misyjną w Mpusu. Jest to jedna z najodleglejszych miejscowości naszej parafii. Jechałem tam 4 godziny z Mumbwa, a wieczorem z powrotem, też 4 godziny. Powodem odwiedzin w Mpusu, była Msza za zmarłego kilka dni temu chłopca z tej miejscowości. Zmarły chłopiec nazywał się Obvious MUNGA.
Zmarł on niespodziewanie i to z niezrozumiałych powodów. Miał 12 lat. Celebrowaliśmy liturgię niedzielną w intencji tego chłopca, a w homilii połączyłem czytania niedzielne z wydarzeniem śmierci chrześcijanina. Chór śpiewał i tańczył, jak zwykle w niedziele – „Chwała na wysokości Bogu”, a w chórze śpiewało i biło w bębny kilkoro braci i sióstr zmarłego, a także i sam ojciec. Gdy taca została zebrana, ministrant zaniósł koszyk z pieniędzmi do drzwi wejściowych kościółka, wręczył go matce zmarłego, która tanecznym krokiem wniosła go do kościoła i przekazała mi uroczyście – wszystko z miejscowym zwyczajem.
Panowała mieszanina uczuć: uroczysta powaga żałobna i uśmiech chrześcijańskiej radości. Po Mszy św., podano nam bardzo dobrze przygotowany obiad, po czym pojechaliśmy na farmę do rodziny zmarłego chłopca, pół godziny w głąb buszu. Na piechotę oni idą do kościoła półtorej godziny, czyli tam i z powrotem 3 godziny. Rodzice zmarłego chłopca siedzieli w samochodzie obok mnie, i prowadzili mnie, gdzie jechać poprzez busz. Rozmowa przebiegała w pewnym bólu, ale pogodnie, z lekkim uśmiechem. Zadawałem im różne pytania na temat ich małżeństwa i rodziny, a oni chętnie i spokojnie odpowiadali. Z tyłu, na naszej bagażówce, jak mi się wydawało, siedział i śpiewał liczny chór z kościoła w MPUSU.
Po przyjeździe na farmę okazało się, że ci wszyscy młodzi ludzie to siostry i bracia zmarłego chłopca. Gdy dojechaliśmy na farmę, usiedliśmy w cieniu drzewa i poprosiłem, by każdy po kolei się przedstawił. Najpierw wstał ojciec, potem matka, a potem każde z dzieci, mówiąc imię i którym dzieckiem z kolej są w rodzinie. Wszystkich dzieci tej pary małżeńskiej, razem ze zmarłym chłopcem, jest 12. Po nich przedstawiali się wnuki i osoby z dalszej rodziny, którzy mieszkają na tej farmie… Wszystkich razem – 20 osób. Gdy wszyscy się przedstawili zaproponowałem dwie dziesiątki różańca: jeden za zmarłego chłopca i jeden za całą rodzinę. W czasie Różańca zrozumiałem, że ta rodzina jest zwykła tak się modlić razem. Po modlitwie zapytałem, kto z nich należy do jakiej organizacji kościelnej? Oboje rodzice i niektóre dzieci należą do Akcji Katolickiej, a inne dzieci należą do skautów św. Józefa, do ksawerianów, a jeszcze inne śpiewają w chórze kościelnym.
Na zakończenie wizyty rodzina MUNGA włożyła na nasz samochód worek kukurydzy i worek orzechów, jako dziękczynienie za plony na farmie. Tego dnia prowadziłem samochód przez 9 godzin i naturalnie powinienem być bardzo zmęczony. Jednak przeważało poczucie duchowego pocieszenia, jako że taka rodzina chrześcijańska w głębokim buszu afrykańskim jest prawdziwym cudem wiary.
O. Józef Matyjek SJ/ („Komunikaty”, 9 2014)/ RED.