Jezuita, Harcerz, który nie umarł

(fot. kowalski.blog.deon.pl )

(fot. kowalski.blog.deon.pl )

Jurka poznałem już jako nowicjusz. Wśród nas, młodych, krążyły plotki o starym ojcu, który porusza się o kulach, bardzo śmiałym w mówieniu o sprawach trudnych, i który ze wszystkimi, nawet najmłodszymi, jest po imieniu.

Jeżeli go nie poznałeś, to wiedz, że już po 5 sekundach rozmowy byłbyś w stanie opowiedzieć mu całe swoje życie, wyżalić się z całego swojego gniewu na Boga, co więcej, byłbyś w stanie przyjąć rozgrzeszenie za rzeczy, które zrobiłeś, a o których wstydzisz się nawet myśleć.

Taki był Jurek.

Pociąg

Kiedyś, w Gdyni rektor poprosił mnie, abym odebrał Jurka, który przyjedzie pociągiem z Warszawy o 3,00 w nocy. Godzina na tyle niewygodna, że postanowiłem popracować trochę długiej, a poło

żyć się spać później. O 2.50 zameldowałem się na ciemnym dworcu Gdynia Główna. O 3.00 usłyszałem komunikat, że pociąg jest opóźniony o 60min. Uciąłem sobie więc dłuższy spacer widząc miasto, które w młodszej swojej, turystycznej, części, jeszcze nie położyło się spać, a którego starsza część już budziła się pijąc kawę przed pracą.

Pociąg przyjechał chwilę przed 4.00. Kiedy wdrapałem się na peron pociąg już odjechał. Unosiła się nocna mgła, a światło już zaczynało przebijać mrok. Było szaro. I spomiędzy tego wilgotnego dymu zobaczyłem Jurka siedzącego jak zawsze na wózku. Po prawej i lewej stronie leżały jakieś jego plecaki. Patrzył na mnie rozpromieniony jak słoneczko. I zupełnie mnie to nie dziwiło. Nie było dla niego odległości na tyle długiej, połączenia pociągowego na tyle skomplikowanego, żeby nie dojechać na obóz, pielgrzymkę, czy też nowicjackie śluby.

Taki był Jurek.

Noga

Jerzy bardzo szybko zaczął mieć problemy z nogami. Najpierw jedna kula, potem druga. Lekarka zabroniła mu chodzić na pielgrzymki, które kochał. Kiedy więc i ona pojawiała się gdzieś na trasie, sam chował się za pątników, żeby go nie skrzyczała, że znowu dojechał na trasę, żeby przekulać się przez jeden dzień.

Kiedy potem zleciał z krzesła kule już nie wystarczały. Jeździł już na wózku. Na domiar złego lekarze wydali wyrok. Jedną nogę trzeba amputować, druga jest jeszcze do ocalenia. Jednak Jurek walczył jak lew. Okazało się, że jest szansa, która jednak niesie za sobą wiele cierpienia.

Od tego momentu nie miał już kolana, a kości nogi na stałe złączono metalowymi prętami. To jednak nie był jeszcze koniec. Jurek musiał nauczyć się na nowo chodzić. Co było szczególnie trudne, gdyż noga nie zginała już się w kolanie i była krótsza o kilka centymetrów.

Kiedy byłem kiedyś przejazdem w Warszawie, przy mnie, udało mu się wdrapać na trzy schody, które prowadziły do infirmerii. Odwrócił się do mnie i powiedział: „Widzisz Pawełku, mogę chodzić, to znaczy, że mogę już jeździć na obozy, do harcerzy.”

Taki właśnie był mój współbrat, Jurek Świerkowski SJ.

Paweł Kowalski SJ / www.kowalski.blog.deon.pl

Pogrzeb rozpocznie się Mszą św. pod przewodnictwem kard. Kazimierza Nycza w piątek 23 stycznia o godz. 10.30 w Sanktuarium Andrzeja Boboli na Rakowieckiej w Warszawie. Bezpośrednio po mszy udamy się na Powązki (cywilne). [LINK]