Jan Chrzciciel – adwentowy patron

Jan Chrzciciel

fot. Jan Chrzciciel

Jan Chrzciciel był od samego początku człowiekiem zastrzeżonym dla Boga: ręka Pańska była z nim (Łk 1, 66). Żył poza wszelką cywilizacją i kulturą, jak Beduini na pustyni: nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny (Mt 3,4).

Jan głosi słowo w sposób surowy. Nie liczy się z wrażliwością odbiorców. Wobec szanowanych w społeczeństwie faryzeuszy jest ostry, wręcz napastliwy (por. Mt 3, 7nn). Jan nie zabiega o niczyją sympatię. Mówi to, co czuje. W swoich wystąpieniach nie czuje się od nikogo zależny. Jest wolny wewnętrznie. Równocześnie jest przekonany, ze głosi słowo Boga i sprawiedliwość.

Jan sam jest człowiekiem sprawiedliwym. Żyje w zgodzie z sobą, czyli jest autentyczny, szczery. Nie nosi żadnych zewnętrznych masek.

Jezus w taki sposób charakteryzuje Jana: Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on (Mt 11, 7 – 11).

Jan nie chwieje się, jak trzcina na wietrze. Jest wierny i wytrwały. Nie kieruje się opinią ludzi. Nie dba o wygodę i lekkie życie. Jest przeciwieństwem Heroda. Jan Chrzciciel jest postacią wyrazistą i jednoznaczną, a jednocześnie ma łagodne i dobre serce. Nie rani ludzi, ale podnosi i umacnia. Jan jest również świadomy swojej misji. Jego misją jest objawienie Jezusa jako Mesjasza i przygotowanie Mu drogi. Ta historyczna misja wymagała pokory i miłości do Jezusa.

Możemy w tej modlitwie medytować nad tekstami, które ukazują pokorę i miłość Jana do Jezusa:

1. J 1, 19-23. Na pytanie: Kto ty jesteś? Jan odpowiada w pokorze: Ja nie jestem Mesjaszem, jak po cichu sądzono. Wewnętrzna czystość i przejrzystość nie pozwala Janowi wysuwać siebie na pierwszy plan, podkreślać zbytnio swego znaczenia albo przywłaszczać tego, co do niego nie należy. Na kolejne bardziej natarczywe pytanie: Kim jesteś? Co sam mówisz o sobie?, odpowiada: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską. Z tych słów przebija prostota i wielkość Jana. Nieważny jest on sam. Ważny jest jedynie głos, który rozbrzmiewa na pustyni. Jan całkowicie utożsamia się z głosem, czyli z posłaniem, jakie ma głosić. Najważniejszy dla Jana jest Jezus, Pan.

2. Mt 3, 13-17. Gdy Jezus prosi Jana o chrzest, wzbrania się, czuje się niegodny Ma świadomość, że to Jezus powinien go ochrzcić, a nie odwrotnie. Jednak, gdy widzi, że Boże postanowienie jest inne – przechodzi z ludzkiej logiki na logikę Boga i chrzci Jezusa. Wie, że prośba Jezusa przekracza jego kategorie myślenia, jednak powinien czynić wszystko, czego chce Jezus. Jan rozumie, że ważniejsze jest posłuszeństwo Bogu niż własna wizja oddawania Mu chwały.

3. J 3, 25-30. Gdy uczniowie skarżą się z zazdrością: Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego, Jan odpowiada: Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał.

Odpowiedź Jana ukazuje dyskretnie skrywaną miłość do Jezusa. Jezus jest Oblubieńcem, a Jan jest przyjacielem Oblubieńca. Jego zadaniem jest przyprowadzić oblubienicę do Oblubieńca. Jan jest przyjacielem Oblubieńca, który się umniejsza, by Oblubieniec mógł wzrastać. I to jest właśnie miłość. Jan oddaje wszystko, by Jezus mógł wzrastać, by Jezus mógł w pełni zrealizować swoje posłannictwo – objawić światu Boga Ojca. Jan będzie wtapiał swoje małe życie w wielkie życie Jezusa, będzie żył w cieniu Jezusa.

Odnosząc ten punkt do naszego życia, postawmy sobie pytania: czy jestem szczery, przejrzysty, autentyczny? Czy nie przywiązuję nadmiernie wagi do opinii innych ludzi i nie zachowuję się jak chorągiewka na wietrze? Czy mam świadomość, że poprzez moje zatracenie się w Chrystusie pozyskam dopiero dogłębnie siebie? Czy mógłbym/mogłabym nazwać siebie przyjacielem Oblubieńca?

Ogołocenie

Jan Chrzciciel jest człowiekiem, który jest wierny prawdzie do końca i zdaje egzamin w sytuacjach krańcowych. Nie waha się napominać nawet osób stojących najwyżej w hierarchii społecznej. Taką osobą był król Herod. Jan upomina go ze względu na jego niemoralne życie: Nie wolno ci mieć żony twego brata (Mk 6, 18). Interwencja ta kończy się uwięzieniem Jana. Jan stawia prawdę i radykalizm ponad bezpieczeństwo i spokojne życie.

Oprócz ogołocenia związanego z utratą wolności, Jan doświadcza ogołocenia duchowego. Pojawiają się pokusy, wątpliwości co do osoby Jezusa jako Mesjasza. Jan wysyła do Jezusa pozostałych swoich uczniów pytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Łk 7, 18-23).

To zachowanie Jana w celi więziennej w obliczu śmierci można różnie interpretować. W zewnętrznej nocy więzienia Jana ogarnął mrok wewnętrzny. Jan wprawdzie widział Ducha Świętego zstępującego na Jezusa, ale mimo to zaczęły nim targać wątpliwości, pytania, czy rzeczywiście Jezus jest Bogiem.

Te wątpliwości człowieka, który całkowicie oddał się Jezusowi świadczą, że każdy człowiek, nawet stojący najbliżej Boga, nie jest wolny od pokus. Każdy z nas jest narażony na pokusy podważające sens naszego trudu, zaangażowania, wiary. I może się nam nieraz wydawać, że nasze życie duchowe to iluzja, złudzenia. Bóg dopuszcza tego typu wątpliwości po to, byśmy zdali się na Niego. Zwątpienia i pytania rodzą się zazwyczaj, gdy poddajemy się własnym, ludzkim myślom i kalkulacjom. Zapominamy, że Bóg jest zawsze większy.

Nie jest też wykluczone, że Jan wysłał uczniów do Jezusa ze względu na nich samych. Niektórzy z nich ciągle jeszcze pozostają przy Janie i nie mogą znaleźć drogi do Jezusa. Teraz Jan posyła z więzienia ostatnich wiernych sobie uczniów do Jezusa, by usłyszeli z Jego własnych ust, że jest Mesjaszem. Jan chce, by wszyscy jego uczniowie poszli za Jezusem. Chce przez to całkowicie się umniejszyć i oddać wszystko, co należy do niego. Wie, że jako przyjaciel Oblubieńca wypełni do końca swoją misję, gdy przyprowadzi do Jezusa wszystkich swoich uczniów, nawet najbardziej wątpiących i opornych.

Kontemplujmy w tej modlitwie ogołocenie Jana w celi więziennej i ogołocenie Jezusa na krzyżu i postawmy sobie pytanie, do jakiego stopnia jesteśmy zdolni ogołocić siebie. W jaki sposób przeżywamy sytuacje ogołocenia? Czy mimo wszystko towarzyszy nam zaufanie Bogu i pokój serca?

Spełnienie i śmierć

Życie Jana zostaje przypieczętowane męczeńską śmiercią. Jan cierpi i umiera dla sprawiedliwości. Podczas uwięzienia rozgrywa się wokół niego gra (Mk 6, 17-29). Z jednej strony Herod. Herod łączy w sobie przeciwieństwa. Jest okrutny, ale również tchórzliwy, lękliwy i zabobonny, zniewieściały, zależny od kobiet. Herod obawia się Jana, którego uważa za sprawiedliwego i świętego. Chętnie rozmawia z Janem, czuje w nim szczerość i autentyczność. Ale równocześnie nie jest zdolny zmierzyć się z prawdą o sobie i zrezygnować z przyjemnego, łatwego życia.

Z drugiej strony jest Herodiada. Herodiada jest pełna nienawiści, oczekująca sposobnej chwili, by się zemścić na Janie, który piętnował jej niemoralność. Nienawiść i żółć, którą Herodiada pielęgnuje w sercu znajduje ujście w czasie urodzin Heroda. Herodiada wykorzystuje słabość Heroda i niewinność córki, by doprowadzić zemstę do końca. Herod jest na tyle słaby i bezwolny, że spełnia jej żądanie i każe ściąć Jana.

Śmierć Jana jest wspaniałym symbolem. Z chwilą śmierci umniejszył się on ostatecznie. Został stracony z powodu swego posłannictwa. Został wchłonięty przez Jezusa i misję. Po śmierci Jana jego ostatni uczniowie znaleźli drogę do Jezusa.

Życie Jana było nieustannym umieraniem ku Chrystusowi. Zakończyło się śmiercią ofiarną, która była spełnieniem tego obumierania i pełnym wejściem w Chrystusa. Jan mógłby w pełni powtórzyć słowa Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20).

Nasze życie, jako uczniów Jezusa ma być także nieustannym obumieraniem własnemu egoizmowi, umniejszaniem się i zatapianiem w Chrystusa. Z tej perspektywy śmierć doprowadza do pełni nasze wzrastanie w Jezusie.

Postawmy sobie pytanie, jak daleko jesteśmy na naszej drodze z Jezusem? Jak wygląda na co dzień moje obumieranie? Jakie przeszkody muszę w sobie usuwać, by Jezus mógł we mnie wzrastać?

O. Stanisław Biel SJ (Dom Rekolekcyjny „Górka” w Zakopanem)/ RED.