Dzisiaj nie jest trudniej, lecz inaczej

fot. mugley / Foter.com / (CC BY-NC-ND)

fot. mugley / Foter.com / (CC BY-NC-ND)

Mój współbrat, wyszperał z zakonnej biblioteki przykurzony numer miesięcznika „Głosy Katolickie”. Jesteśmy w roku 1933. A tematem przewodnim rzeczonego numeru jest „Kilka wskazówek na obecne ciężkie czasy”. Najwyraźniej atmosfera w kraju musiała być wówczas gorąca. Choć o tamtych sporach poza historykami nikt już nie pamięta, język debaty do złudzenia przypomina hasła padające z różnych ambon politycznych, medialnych i religijnych, także w obecnej Polsce.

Papież Franciszek pisze w ostatniej adhortacji z właściwym sobie poczuciem realizmu:

„W każdym momencie dziejów występuje ludzka słabość, chorobliwe poszukiwanie siebie, łatwy egoizm i w końcu pożądliwość zagrażająca wszystkim. Taka rzeczywistość, zawsze obecna pod takim, czy innym płaszczykiem, bardziej związana jest z ludzkimi ograniczeniami niż z okolicznościami. A więc nie mówmy, że dzisiaj jest trudniej, jest inaczej” (263).

Mój współbrat, bibliotekarz, wygrzebał z naszej zakonnej biblioteki przykurzony numer miesięcznika „Głosy Katolickie”, wydawanego przez Wydawnictwo Księży Jezuitów. Jesteśmy w roku 1933. A tematem przewodnim rzeczonego numeru jest „Kilka wskazówek na obecne ciężkie czasy”.

Najwyraźniej atmosfera w kraju musiała być wówczas gorąca. Kłótnie, spory, podziały. Są to czasy rządów Piłsudskiego i Ignacego Mościckiego – jako prezydenta. Ale nie to wydaje mi się tutaj kluczowe. Czytając „wstępniak”, zaintrygowała mnie opisana tam analiza sytuacji i słownictwo, które do złudzenia przypomina hasła padające z różnych ambon politycznych, medialnych i religijnych, także w obecnej Polsce.

Bo w sumie chodzi o pewną stałą tendencję ludzkiego serca i umysłu, niezależną od okoliczności i czasów, która streszcza się w następującym przekonaniu: Jest źle, ktoś jest temu winien i lepiej nie będzie.

Na początku autor opisuje powszechne nastroje w społeczeństwie: „Bywały czasy złe na świecie, ale chyba tak źle jak dzisiaj, nie było już od bardzo dawna”. I przytacza pojawiające się w sferze publicznej różne diagnozy fatalnego położenia Polski. Wśród nich wymienia chociażby tę:

„Gdyby wierzyć rozmaitym domorosłym mędrkom i półmędrkom, przyczyny kryzysu byłoby nietrudno ustalić. Jedni głoszą, że wszystkiemu winien rząd. Rząd – powiadają – źle gospodaruje i stąd taka bieda w kraju. Inni i przy tym ogniu starają się upiec swoją partyjną pieczeń, albo załatwić partyjne porachunki. Przyczyną nieszczęścia – mówią – są rządy takiej a nie innej partii. Gdybyśmy do władzy doszli, wszystko byłoby zaraz lepiej, i bieda by zniknęła i zapanowałby ogólny dobrobyt”.

Całość kwituje jednak rozsądnym spostrzeżeniem:

„Otóż przedewszystkiem musimy sobie zdać sprawę, że przyczyny kryzysu są dużo bardziej złożone i nieuchwytne, niż się wyżej wspomnianym ludziom wydaje. Że nie można wszystkiego zganiać na rząd, o tem jeden rzut oka na świat każdego dostatecznie pouczy”.

Autor nie pozwala się wepchnąć w czarno- białe schematy i w szukanie kozła ofiarnego: „To więc , co sprowadza różnego rodzaju nieszczęścia, to nie jest jakaś określona wina czy jednego człowieka, czy grupy ludzi, czy całej klasy społecznej, ale to jest całe mnóstwo niezliczonych umysłów i serc, i dłoni, które powoli nieznacznie, najczęściej o tem nie wiedząc, odchylały się w działaniu swojem od jakiegoś prawa i jakiejś prawdy”.

Po czym zachęca do tego samego, do czego wzywa Papież Franciszek w swojej adhortacji „Evangelii Gaudium”:

„Trzeba się starać ludzi, bez tego już tak przygnębionych i smutnych, podnosić na duchu, uspokajać, otuchą i nadzieją napełniać. Nie darmo wyliczają wśród dobrych apostolskich uczynków także apostolstwo pociechy. Jest to bowiem bardzo dobry i miły Bogu uczynek rozsiewać naokoło siebie pogodne usposobienie i rozpraszać smutek, który jest zawsze dla duszy niezdrowy i wystawia ją na wpływ nie dobrego, lecz złego ducha”.

A więc historia kołem się toczy, ale ponieważ ją słabo znamy, dlatego sądzimy, że nigdy tak nie było jak teraz. Niektórzy jednak ulegają pokusie idealizacji przeszłości i tęsknocie za „złotym wiekiem”, którego tak naprawdę nie było.

Warto więc czasem zajrzeć do zakurzonych annałów z przeszłości. Przyniesie to nam zdecydowaną ulgę, że i nasi przodkowie lekko nie mieli. Umniejszy to narzekanie i pozwoli zaakceptować to, czego nie da się łatwo zmienić. Tylko w ten sposób można stawić czoło naszym wyzwaniom, które nie są większe od dawniejszych. Są inne.

Na koniec oświadczam, że tym tekstem nie zamierzam bronić obecnego rządu, ale raczej zdrowego rozsądku.

O. Dariusz Piórkowski SJ (za DEON.pl)