Lubię czytać ciekawe artykuły na katolickich forach internetowych, ale komentarze, które im towarzyszą, są bardzo często niemerytoryczne, złośliwe, a nawet wulgarne. Czy nie da się ich wyeliminować?
Oczywiście, że można nieprzyjemne komentarze wyeliminować i czasami administratorzy stron internetowych tak robią, zwłaszcza wtedy, gdy przekraczają granice akceptowalności. Tylko dlaczego ktoś ma za nas podejmować taką decyzję? Przecież wszyscy, którzy pamiętają lata powojenne, z wielką ulgą przyjęli odejście od cenzury. To miało być znakiem demokratyzacji w mediach. Jednakże z tym dobrodziejstwem nieodłącznie związana jest osobista odpowiedzialność za to, jakimi treściami karmimy nasze umysły i sumienia. Dlatego zamiast użalać się nad okropieństwem komentarzy, o wiele łatwiej jest chyba samemu z czytania tych komentarzy zrezygnować.
Co powoduje, że niektórzy internauci w tym, co piszą, nawet pod bardzo wartościowymi artykułami dają upust swojej agresji, niekompetencji i głupoty? Do takich nieprzyjemnych komentarzy mobilizuje ich anonimowość. Gdyby ktoś miał się podpisać swoim imieniem i nazwiskiem pod tym, co napisał, to najprawdopodobniej jego komentarz byłby o wiele grzeczniejszy, albo by go w ogóle nie było. Często też te komentarze nie dotyczą treści całego artykułu, ale jego wyrwanego z kontekstu fragmentu czy słowa, a to świadczy po prostu o ignorancji tego, kto je pisze, i naprawdę nie warto ich traktować poważnie. Najczęściej jednak czepianie się poszczególnych słów czy sformułowań staje się zarzewiem polemiki czy wręcz kłótni, nawet z wulgarnymi epitetami, między samymi internautami. W taką pseudopolemikę również nie warto się włączać.
Jestem jednak realistą i wiem, że trudno się uwolnić od chęci zajrzenia do tego, jak inni czytelnicy odebrali artykuł, który i nas zainteresował. Trzeba to czynić z wielką roztropnością, szukając w nich merytorycznych argumentów, a przecież najczęściej takich nie brakuje. Nie można też dać się sprowokować do czysto emocjonalnych reakcji na wrzucanie w sieć internetową słów przykrych, obraźliwych, a nawet wulgarnych. Także i w tym, co znajdujemy w Internecie, trzeba umieć oddzielić plewy od ziarna. Z tymi komentarzami jest trochę tak jak z oglądaniem dość kiepskiego serialu telewizyjnego. Nie niesie on żadnego sensownego przesłania, żadną treścią nie ubogaca, ale ludzie go oglądają i komentują: Ale to głupie, po czym za tydzień czy nawet następnego dnia znów oglądają kolejny odcinek. Jest w nas coś takiego, że lubimy się porównywać z „głupszymi” od nas.
Ponieważ sam czasami pisuję artykuły na naszym jezuickim portalu DEON.pl, to zaglądam też do komentarzy, jakie się pod nimi pojawiają. Czynię to przede wszystkim z szacunku dla Czytelników. Interesuje mnie, czy mój artykuł kogoś zainteresował i poruszył. Nie wyszukuję tylko pozytywnych opinii, ale z pokorą przyjmuję także słowa krytyki czy po prostu inne zdanie na poruszony przeze mnie temat. Często komentarze są bardzo twórcze, pomagają na sprawę spojrzeć jeszcze z innego punktu widzenia, uzupełniają treść artykułu nowymi argumentami, dają szansę ubogacenia tego, co napisałem, opierając się na konkretnym, życiowym doświadczeniu. Czasami komentarze są kąśliwe, nieprzyjemne i złośliwe. Jeśli jednak zawarta jest w nich troska o prawdę i większe dobro, to również przyjmuję je z wdzięcznością, w myśl zasady: Nie lekceważ nigdy tego, co ci ktoś mówi w złości. Trzeba tylko odrzucić emocje i chęć bronienia się, i zapytać samego siebie: Czy on przypadkiem nie ma racji?
Internet jest wspaniałym narzędziem, ale trzeba umieć z niego korzystać w sposób dojrzały i odpowiedzialny.