Słuchałem kiedyś pewnej młodej kobiety. Opowiadała o swoich pragnieniach zrealizowania wspaniałej idei. Podczas rekolekcji potwierdziło się, że to jest jej życiowa misja. Właściwie zawsze tym żyła, choć nie zawsze zdawała sobie z tego sprawę. Jednak wtedy była też matką, miała trójkę małych dzieci, których wychowanie wymagało mnóstwo czasu. Do tego dochodziły choroby, trudności w szkole… Wszystko wydawało się sprzeciwiać wielkiemu i dobremu celowi, w którego podjęcie pragnęła się zaangażować. Co zrobić, gdy wiemy, że dokonaliśmy dobrego wyboru, ale pojawiają się trudności, by go zrealizować?
Jeżeli proces rozeznania był dobrze przeprowadzony, to znaczy, że wybór jest wolą Bożą. Ale jednocześnie człowiek napotyka takie przeszkody, które wydają się odsuwać, a wręcz uniemożliwiać zrealizowanie podjętej decyzji.
Wybór Piotra
Spróbujmy najpierw spojrzeć na znaną scenę z Ewangelii św. Mateusza (16, 13-26) z trochę innego niż to się zazwyczaj czyni punktu widzenia. Jezus pyta uczniów: Za kogo uważają ludzie Syna Człowieczego? Pyta więc o to, do jakiego rozeznania doszli wszyscy ci ludzie, którzy widzieli Jego czyny, słyszeli Jego słowa. Jak te znaki zinterpretowali i jaką decyzję na bazie tych znaków podjęli co do tożsamości Jezusa. Padają różne odpowiedzi. Jedni zdecydowali się widzieć w Jezusie Jana Chrzciciela, inni rozeznali, że On musi być Eliaszem, jeszcze inni, mając widocznie więcej wątpliwości, mówią ogólnie, że to prorok. Jezus nie neguje tych odpowiedzi, nie uważa ich za błędne. W istocie jest bowiem w pewnym sensie i pierwszym, i drugim, i trzecim. Są to dobre rozeznania i na tym etapie właśnie takie wystarczą do realizacji misji, jaką Jezus przyszedł wśród tych ludzi pełnić. Gdy chwilę później Piotr mówi do Jezusa, że jest Mesjaszem – co jest pełnym rozeznaniem tego, kim jest Jezus – On zabrania – i to surowo – rozgłaszania tego najlepszego spośród możliwości określenia Jego tożsamości. Czyżby nie było dla Niego ważne, by ludzie dokonywali najlepszych możliwych wyborów? Niezupełnie. Wydaje się, że to nie dokonywanie najlepszych wyborów jest najistotniejsze. Ważne, by były dobre, niekoniecznie muszą być najlepsze.
Sposób realizacji wyboru
Wydaje mi się, że ważniejsze dla Jezusa jest coś innego. Mianowicie to, jak człowiek realizuje te wybory. I o tym mówi druga część ewangelicznej sceny. Piotr najlepiej rozeznał, kim jest Jezus, że jest Mesjaszem, ale źle rozpoznał drogę, na jakiej bycie Mesjaszem ma być zrealizowane. Dla Jezusa jest to bardzo istotne. Stąd ów gwałtowny sprzeciw: Odejdź ode Mnie, szatanie! Jezus uzasadnia ten sprzeciw tym, że Piotr nie myśli po Bożemu, lecz po ludzku. Jezusowi bardziej zależy na tym, jak człowiek myśli o realizacji wyboru, który podjął. Wybrać coś to jedna sprawa, zrealizować – druga, całkiem odmienna rzecz. Realizacja wyboru, który się rozpoznało jako wolę Bożą, wymaga myślenia po Bożemu. Co to znaczy myśleć po Bożemu, o tym Jezus mówi zaraz w następnych wersetach: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Z naszego punktu widzenia są tu zawarte sprzeczne stwierdzenia. Brak w tym wszystkim „logiki”, sprzeciwia się to jakby zdrowemu rozsądkowi i rozumowi. W istocie, myślenie po Bożemu jest radykalnie odmienne od ludzkich standardów racjonalności i wartościowań. Realizacja Bożej woli – takiej, jaką nam się udało rozpoznać – według myślenia po Bożemu jest istotniejsza niż przesadna troska o najlepszy możliwy wybór. Nieraz można tak ugrzęznąć na etapie dokonywania wyboru, że latami człowiek żyje w zawieszeniu.
Sens przeszkód i trudności
Być może czasami wszystko przeszkadza nam w realizacji podjętego wyboru właśnie dlatego, że nie realizujemy go po Bożemu, ale według ludzkiego myślenia. Czasami może być tak, że Bóg daje nam rozeznać Jego wolę, ale jednocześnie chce nas też przygotować do tego, byśmy nie tylko wybrali, ale także zrealizowali wybór według Jego woli. Potrzebujemy do tego przygotowania. I może właśnie wierne trwanie przy dobrym wyborze i jednocześnie zmaganie się z przeciwnościami w jego realizacji ma być naszą duchową drogą, pewnym procesem, który będzie nas wewnętrznie przekształcał, przemieniał, usposabiał nasze serca, przełamywał schematy umysłu i nasze przyzwyczajenia po to, byśmy mogli postrzegać rzeczy tak, jak widzi je Bóg. Być może czasem niemożność zrealizowania podjętego wyboru jest nam dana po to, by mogła się w nas wytworzyć jakaś istotna duchowa wartość, której inaczej nie moglibyśmy osiągnąć, a która jest niezbędna do tego, by jednak później zrealizować podjęty wybór, ale już po myśli Bożej.
Wracając do historii matki. Po latach okazało się, że to właśnie bycie matką przygotowało ją do wspaniałego realizowania rozpoznanej przez nią życiowej misji. Wykształciło w niej pewne cechy i przekształciło duchowo tak, że była zdolna każdego dnia osiągać wielki i dobry cel.