W codziennym życiu często słyszy się stwierdzenie: to moja własność, więc mogę z nią robić, co mi się rzewnie podoba. Takie podejście usprawiedliwia wykorzystywanie rzeczy na szkodę swoją i innych. Ludzie wyznają nieraz zasadę, że jeżeli mają więcej, to więcej im wolno; więcej pieniędzy to więcej życia.
Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem». Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?» Powiedział też do nich: «Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia».
I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem». (Łk 12, 13-21)
Sędzia sumień
Sprawy doczesne, które zajmują umysły ludzkie, najczęściej stoją w opozycji do spraw Bożych. To, co doczesne nie wytrzymuje próby, jaką jest wieczność. Zawsze okazuje się przemijające. Szczególne miejsce zajmuje tu troska o dobra materialne, zabezpieczanie się przed jakimkolwiek brakiem, pogoń za bogactwem. Jezus wiele razy podkreślał w swoim nauczaniu, że bogactwo może być ułudą, a jeszcze bardziej, że jest przeszkodą na drodze do królestwa Bożego. Najbardziej wymownym przykładem jest odejście bogatego młodzieńca ze smutkiem na twarzy. Nie wytrzymał on próby: odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości (Mt 19, 22).
Bogactwo materialne w czasach Jezusa wiązało się z mesjańską nadzieją na odbudowę potężnego państwa, królestwa Izraela, w którym każdy Izraelita opływałby w dobra materialne. Jezus proponuje jednak inne królestwo oraz wskazuje inną drogę do niego, odbiegającą od ówczesnej mentalności: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego (Mt 19, 24). Propozycja ta wywołała swoiste przerażenie u słuchających uczniów. Z niedowierzaniem pytali oni: Któż więc może się zbawić? (Mt 19, 25). Nauczanie Jezusa zmierza więc do wyklarowania stanowiska, ukazując doczesność w świetle praw ostatecznych.
Przypowieść o bogaczu zakorzeniona jest mocno w ówczesnym życiu. Wprowadzeniem do niej jest scena mówiąca o sporze w sprawie spadku. Człowiek z tłumu, proszący Jezusa o rozwiązanie sporu majątkowego, to zapewne młodszy brat, który czuł się pokrzywdzony przez starszego, bo ten odmawiał mu części spadku po zmarłym ojcu. Kwestia dzielenia się spadkiem w narodzie izraelskim wywoływała zawsze wiele kontrowersji. W Prawie Mojżeszowym pierworodny syn otrzymywał zawsze podwójną część wszystkiego (Pwt 21, 17). Dostawał więc dwa razy więcej niż jego bracia, co z pewnością nie bardzo im się podobało. W sytuacjach konfliktowych zwracano się do wybitnych rabinów, którzy jako znawcy prawa mieli rozstrzygać tego rodzaju sprawy, mimo że nie byli oni sędziami.
Jezus stanowczo uchyla się przed byciem arbitrem w sprawach majątkowych. Jego misja nie polega na dzieleniu mienia, Jego rola jako rozjemcy sprowadza się do innego wymiaru: Jezus jest sędzią ludzkich sumień. Zamiast rozstrzygać sprawy majątkowe, zamiast stawać po stronie prywatnych interesów jednej ze zwaśnionych stron, Jezus uczy dzielenia się: nie można Go ustanowić „neutralnym” sędzią w sporach między ludźmi, którzy chcą za wszelką cenę obronić własny interes czy wyrwać dla siebie jak największą część zdobyczy (A. Pronzato).
Dzisiaj sprawy majątkowe zajmują równie często nasze umysły. Perspektywa otrzymania spadku wyzwala instynkt żądzy, który kieruje przeciwko swoim najbliższym, przeciwko własnej rodzinie. Majątek sprawia, że postrzegamy siebie w roli pokrzywdzonych. Znane są sytuacje, gdy zatarg o spadek powoduje rozłam w rodzinie, wzajemne oskarżenia i procesy sądowe. Brat czy siostra stają się największym wrogiem. Zdobycie majątku powoduje, że więzi rodzinne tracą znaczenie, a przysłowiowa miedza staje się kością niezgody na całe życie.
Spór o dobra materialne wśród najbliższych ma jeszcze jeden istotny wymiar. Ponieważ obie strony mają zawsze rację, obie czują się usprawiedliwione. Usprawiedliwiają także środki, jakimi się posługują: oszczerstwa, przekleństwa, nienawiść. Ludzie tacy często spowiadają się nie ze swoich grzechów, lecz z grzechów swoich wrogów. Chcą, podobnie jak we wstępie do przypowieści, mieć Boga po swojej stronie, oczekują, że kapłan przyłączy się do oceny przeciwnika i dorzuci ze swojej strony kilka epitetów. Swoich win natomiast nie widzą. Nie dostrzegają, że nienawiść drąży ich serca i oddala od Boga. Zwykle oczekują miłosierdzia Bożego, ale sami nie są w stanie pogodzić się z bliźnimi. Dobrze tę prawdę ilustruje film Wojciecha Chęcińskiego Sami swoi. Skoro sąd sądem, a sprawiedliwość powinna być po naszej stronie, to wszystkie chwyty dozwolone.